Źródło: youtube.com
Film Terry’ego Gilliama był rzeczywiście o
wszystkim, ale chyba również o niczym ;) Generalnie strasznie się nakręcałam na
ten film (zwiastun jest super) i trochę mnie chyba zawiódł. Fakt, że jest inny
od wszystkich, fajni aktorzy, poruszony nie błahy temat a jednak czegoś mi
brakowało…. Może właśnie tej konkretnej odpowiedzi na pytanie: jaki jest sens i
cel naszego istnienia???
Szczerze to nie wiem dokładnie jak ten film Wam
zrecenzować ;) Tak więc zacznę od początku. Teoria wszystkiego przedstawia losy
Qohena Letha, hakera pracującego w ogromnej korporacji, żyjącego w świecie
pozbawionym prywatności, niewinności i zasad. Każdy jest obserwowany,
kontrolowany i pionkiem w całej tej machinie świata. Pewnego dnia Qohen
(Christoph Waltz) otrzymuje zadanie rozwiązania tajemnicy Zero Theorem.
Niestety ciągle ktoś mu przeszkadza w jego realizacji. Pojawia się oderwana od
rzeczywistości psycholożka (Tilda Swinton), dziewczyna na usługach wirtualnej
agencji towarzyskiej (Melanie Thierry) oraz znudzony już życiem 15-latek - syn
wszechwiedzącego i wszechwładnego Zarządcy (Matt Damon).
MOJA OCENA FILMU: 6.5/10
Reżyser porusza właściwie wiele wątków, począwszy
od sensu istnienia człowieka, po bezduszność, bezmyślność społeczeństwa. Ludzie
zapominają już o tym co sprawiało im w życiu przyjemność, potrafią robić coś
jak maszyny nie widząc w tym żadnego sensu… itd. Itp. Teoria wszystkiego raczej
jest smutnawym filmem, zaśmiałam się na krótko dwa razy i bardziej był to
śmiech z takiej bezradności. Film myślę, że warto obejrzeć, ale jak wyjdzie na
DVD. Do kina polecam iść na coś z większymi efektami specjalnymi :)
Podsumowując: film o dziwo podobał mi się…
doceniam go za to, że jest niebanalny, nie mówi wszystkiego wprost, jest
zakręcony na swój sposób i w sumie zmuszający do myślenia ;) co rzadko wywołują
u człowieka współczesne filmy :) Swoją drogą, zastanawiałam się co zażył
reżyser robiąc ten film ;)…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz