piątek, 25 lipca 2014

Julie, Julia & JA

 
Źródło: youtube.com


Jak zaczęłam pisać blog to moi znajomi pytali mnie czy widziałam film Julie& Julia, wówczas wydawało mi się, że oglądałam, a właściwie pomyliłam go z innym filmem. Wczoraj w telewizji obejrzałam Julie & Julia pierwszy raz. Tym razem jestem pewna ;) Na pewno film daje mi kilka nowych inspiracji do kulinarnych czarów, ale przyznam, że po seansie miałam mieszane odczucia...

Właściwie film jest naprawdę fajny: wątki kulinarne, zabawne sytuacje itd. Natomiast, na początku nie mogłam zrozumieć dlaczego Julia stała się tak popularna dzięki blogowi, że dzwonili do niej z redakcji. Zawsze wydawało mi się, że trzeba być oryginalnym, robić coś innego niż reszta, aby zostać zauważonym. A ten przypadek wydawał mi się tak banalny…. Wziąć książkę kucharską ulubionego szefa kuchni i opisywać każdą potrawę na blogu. Dla mnie to takie kopiuj ->wklej. Zdaję sobie sprawę, że zawsze dodaje się swoje trzy grosze, perypetie związane z gotowaniem jak na przykład Julie, której kurczak spadł na ziemię, a cały farsz wypadł ze środka… Ale dla mnie to ciągle było kopiuj -> wklej. 

Dopiero mąż mi przypomniał, że chodziło też o wyzwanie dla samej siebie. W sumie fakt! Przygotowanie ponad 500 dań w 365 dni może być wyzwaniem. Mi brakuje czasu na upieczenie czegoś raz w tygodniu, kiedy się pracuje, sprząta, uprawia sporty i ma się inne dodatkowe zajęcia. Także pomysł bohaterki rzeczywiście był wyzwaniem. 

Po filmie rozmyślałam nad tym, że przecież ja też zawsze lubiłam wyzwania, stawiałam sobie cele i do tego dążyłam i zastanawiałam się kiedy to zatraciłam… Czy po drodze w życiu gdzieś to zgubiłam? Dziwne, zawsze sprawiały mi frajdę wyzwania nawet jeżeli nie były najinteligentniejsze ;) jak na przykład przepłynięcie całej długości basenu pod wodą  :) Jestem tak uparta, że zawsze towarzyszyła mi przy tym myśl „ że co, że ja bym nie potrafiła :p Ja? A właśnie, że udowodnię, że da się jak się chce”. Czy to dobre podejście? Hmm, może zależy w czym i wiadomo, nie można przeginać i czasami odpuścić. Jednak zdałam sobie sprawę, że mi tego brakuje, narzucenia sobie jakiegoś wyzwania, terminu, celu. 

Mój mąż to fajnie podsumował, że jakbym napisała na swoim blogu, że rzucam sobie wyzwanie jedzenia 50 parówek w tygodniu, hehe to też by ludzie z ciekawości śledzili i komentowali efekty. Czy już żołądek mi wysiadł, a może urósł świński ogon albo jak szybko przybrałam dodatkowe 30kg ;)….

Film polecam wszystkim miłośnikom jedzenia oraz tym, którzy się zagubili w swoim życiu ;) 

p.s. warto dodać, że film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...